niedziela, 7 lipca 2013

Rozdział 2

Wymruczałam coś nie zrozumiałego pod nosem otwierając oczy a po chwili je zamykając pod wpływem słońca przedzierającego się przez nie zasłonięte okno. Podniosłam się siadając na łóżku. Już po chwili poczułam pulsujący ból w głowie a do tego kaca. Wszystko dzięki kochanemu, przystojnemu i wnerwiającemu Harremu. Pewnie teraz rozpacza że nie udało mu się zaliczyć kolejnej panienki. Kompletnie nie rozumiem Sashy. Czy ja właśnie zaprzeczam sama sobie? Przecież Harry jest tak seksowny, przystojny i oszałamiający że poderwie każdą dziewczynę. Nie rozumiem jednak jak ona wytrzymuje ten jego cholerny charakterek. Nie wybaczę mu tego jak mnie upił. Wiem że on nie wie że mam mamę na wózku inwalidzkim i muszę jej pomóc a ból głowy i kac mi tego nie ułatwi. Wstałam z łóżka. Poszłam wpierw do mamy. Tak jak robiłam zawsze. Każdego ranka moje czynności monotonnie się powtarzały a do tego nie nudziły mi się. Może dlatego że odczuwałam szczęście pomagając mamie? Źle czuję się nie pomagając rodzicielce. Raz zdarzyło się że mama wykonała wszystko sama. Nie pomogłam jej iż musiałam zostać długo w szkole w związku z przygotowaniami do balu na który i tak nie poszłam. Mama świetnie sobie poradziła jednak wiem że łatwiej jej jest z moją pomocą. 

Przygotowywałam sobie właśnie w kuchni śniadanie do pracy. Gdy poszłam do mamy nie obeszło się bez pytań o wczorajszy wieczór moja mama była dość ciekawska ale potrafiła zachować dystans. Moja babcia w ogóle nie miała dystansu. Pamiętam jak..... może jednak innym razem opowiem tą historię. Nie mam nastroju na płacz. Gdy nakładałam żółty ser na chleb usłyszałam tłuczące się szkło. Podskoczyłam ze strachu ale zaraz zerwałam się do centrum dźwięku. Weszłam do łazienki i zobaczyłam roztłuczony wazon. 
- Co się stało? Wszystko w porządku?- Pytałam mamę która jakoś specjalnie tym się nie przejęła.
- Oh przepraszam chciałam sięgnąć nowe mydło bo to już się skończyło.- Podeszłam ostrożnie ze względu na roztłuczone szkło do pułki na której stało nowe mydło.
- Przecież mogłaś mnie zawołać- Powiedziałam rozpakowując przedmiot z folii. 
- Oh Skylar przecież wiesz że nie lubię jak ciągle mi pomagasz.- Przewróciłam oczami. Postawiłam mydło na  właściwe miejsce i wyszłam z łazienki. Weszłam do kuchni. Nachyliłam się nad zlewem. Otwarłam szafę na oścież. Niemal zanurkowałam w jej wnętrzu. Wyjęłam miotłę oraz szufelkę. Minęłam spokojną mamę w drodze do łazienki. Na szczęście w wazonie nie było wody więc miałam mniej pracy. Nachyliłam się żeby zamieść kawałki szkła na szufelkę. Kończąc sprzątnie zauważyłam że pod szafkę znajduje się bransoletka. Nie moja. Wydaje mi się że jest to bransoletka Harrego która podczas mojego pakowania na plaży przypadkowo została zwinięta wraz z ręcznikiem. Oznacza to że będę musiała się z nim jeszcze zobaczyć. Przecież ja będę go widywać zbyt często. Sasha powróci do naszej paczki biorąc ze sobą Harrego. Całkiem ciekawie się zapowiada. Nachyliłam się bardziej sięgając po bransoletkę. Syknęłam z bólu i odruchowo cofnęłam rękę puszczając przy tym biżuterię. Kawałek szkła wbił się w moja rękę. Chyba łatwo domyślić się że nie boje sie krwi wiedząc że chcę być lekarzem. Podniosłam się chwytając w drugą rękę bransoletkę. Wsadziłam ją głęboko do tylnej kieszeni. Wyjęłam kawałek szkła. Zdezynfekowałam ranę następnie owijając dłoń bandażem. 
- Co się stało?- Obróciłam się i zauważyłam mamę.
- Skaleczyłam się ale to nic takiego- Uśmiechnęłam się miło. 
- Mhm. Streszczaj się bo nie masz dużo czasu.- Szybko dokończyłam sprzątanie a następnie moje śniadanie. Wybiegłam z domu tak szybko że prawie nie zauważalnie. Nie chciałam stracić pracy. Biegłam więc najszybciej jak potrafiłam. Nie mogłam doczekać się swoich osiemnastych urodzin. Nie tylko dlatego że będę pełnoletnia ale dlatego że w końcu będę miała prawo do prowadzenia auta. No tak w pierw trzeba zdać testy... Auto bardzo ułatwiło by poruszanie mamie. Nie wszędzie mogę ja zabierać. Najczęściej chodzimy pieszo ale mi zdarza się jechać rowerem. 
- Jestem!- Powiedziałam dysząc. Znajdowałam się na zapleczu Nando's.
- Dzień dobry. Zakładaj fartuch i do roboty. Mamy dużo klientów.- Widzę że szef nie jest dziś w sosie. Wzdycham zakładając na siebie roboczy fartuch z logo naszej knajpki. 
- Cześć- Usłyszałam miły głos Sary. Pracowała tutaj dłużej niż ja. Jest starsza o 2 lata ale dobrze się dogadujemy. 
- Hej- odpowiedziałam z uśmiechem. Wyszłam z zaplecza i zajęłam miejsce przy kasie. 

Odwiedzali nas różni klienci. Byli ci zabiegani, znudzeni, wybredni, oburzeni, sfrustrowani, denerwujący, mili, sympatyczni i weseli. W końcu w pomieszczeniu zrobiło się mniej ludzi. Oparłam się o ścianę w oczekiwaniu na przyjście klienta. Jak na zawołanie drzwi sie otworzyły a do środka wszedł: przystojny, robiący wrażenie Zayn Malik. Chłopak. Mój chłopak. W sumie to teraz odczuwam co raz bardziej mieszane uczucia do tej osoby. Na początku było wspaniale. Lecz ja po prostu zostałam oślepiona jego urokiem. Nigdy nie powiedziałam że go kocham bo ja nie wiem. Nie wiem jak się kocha. Jak to jest. Wiem tyle że to uczucie które przychodzi samo. Gdzieś w sobie czułam że cos między nami sie psuje. Jego co raz bardziej denerwowało to że nadal mu sie nie oddałam. Czasami zastanawiałam się czemu dla niego to jest takie ważne. Oczywiście mimo tych wad ma tez swoje zalety. Jest pomocny i z chęcią pomagał mojej mamie. 
- Cześć- Nie zauważyłam kiedy znalazł się naprzeciwko mnie i musnął moje wargi. Zachichotałam. 
- Jestem w pracy- Odepchnęłam go. 
- Zobaczymy się dziś?
- Nie wiem. Idę do babci.
- W takim razie będę czekał za wiadomością.- Przesunął sie do mnie. Złączył nasze usta. Moje ręce powędrowały na kark. Jego ręce za to zostały włożone do moich kieszeni. Odsunął się machając mi bransoletką przed ręką.
- Twoja?- Spytał.
- Tak- Skłamałam. 
- Nigdy jej u ciebie nie widziałem.
- Kupiłam ją wczoraj- Wyrwałam bransoletkę z jego rąk. Nienawidziłam siebie za kłamstwo. Sądziłam że to rzecz podła i zła a sama to wykorzystuję w zatuszowaniu wczorajszego spotkania. Zayn usiadł na krześle przed ladą. Został na jakieś 30 minut a potem odjechał. 

Gdy wróciłam z pracy wzięłam kąpiel. Ubrałam się i następnie przygotowałam mamę na wyjście. Na klatce na szczęście moich kolegów nie było. Ruszyłyśmy w stronę domu babci który znajduje się na wsi. Tuż za miastem. Babcia nie pochodziła ze wsi ale wyszła za dziadka który tam mieszkał spodobało jej się takie życie i utkwiła tam na stałe. Babcia zapraszała mnie na wakacje bym odetchnęła u ulgą. Często karmiłam zwierzęta. Ogólnie świetnie się tam bawiłam.
Nie spostrzegłam się kiedy znalazłyśmy się przed domem. Zadzwoniłam a już po chwili otworzyła nam uśmiechnięta jak zawsze babcia. Miała w sobie tyle energii że ja czasem aż tyle nie miałam. 
- Witajcie- Przywitała nas swoim ciepłym głosem.
- Cześć babciu- Przytuliłam ją i weszłam do środka. Tak dobrze znałam to miejsce. Tyle wspomnień. Dawno mnie tu nie było. Spojrzałam na podłogę i zobaczyłam rozlaną plamę. Na samą myśl o tym wspomnieniu się uśmiechnęłam jednak łza też się zaplatała. Nie czas na te opowieści. Jak na razie. Weszłam do salonu. Dziadka nie było. Pewnie jest gdzieś poza domem. Moje rozmyślenia przerwał spokojny głos.
- Sky siadaj! Opowiadaj co u ciebie!
- Po staremu- Uśmiechnęłam się
- Nie pochwalisz się babci jak wczoraj zaszalałaś?- No ładnie mama mnie wydała przed ciekawską babcią przed którą nic nie da się ukryć. Nieśmiało i dość wstydliwe spojrzałam na babcię. 
- Sky! No mów! Babcia chce wiedzieć jak szalejesz- Zaśmiała się a ja pokiwałam głową z dezaprobatą.  
- Wypiłam kilka piw to tyle- Teraz tylko czekać aż babcia uwierzy choć wątpię że to nastąpi. Miałam jej powiedzieć że zostałam upita? Babcia pokiwała głową i uśmiechnęła się.
- Sky co stało ci się w rękę?- Spojrzała na nią i od razu wydobyła z siebie okrzyk przerażenia.
- Skaleczyłam się zbierając potłuczone szkło.
- Musisz bardziej uważać. Pewnie nie miałaś czasu Sky na zrobienie obiadu więc ugotowałam więcej.- Wytarła swoje ręce w fartuch choć nie wyglądały na brudne. To raczej nawyk.
- Co to takiego?- podskoczyłam z kanapy podchodząc do babci.  
- Schabowe- Uśmiechnęłam się. Podeszłam do mamy. Stanęłam za wózkiem i
zaprowadziłam ją do kuchni. Pomogłam babci w przygotowaniu talerzy i sztućców. Nałożyłam sobie oraz mamie obiadu i usiadłam przy stole.
- Sky?- Zaczęła babcia. Spojrzałam na nią i zobaczyłam jak siłuje się żeby ukroić kawałek mięsa.
- Tak?- Pytam z pełną buzią.
- Tak sobie myślałam że może chciałabyś przyjść do nas na wakacje. W zeszłym roku…- Do moich oczu napłynęła słona ciecz. Babcia urwała widząc to. Może to nic takiego ale serce mi się łamie przypominając sobie zeszłe wakacje. Ogólnie były cudowne ale…
- Tak Skylar przyjdzie- Odpowiedziała mama za mnie. Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem a ona szeroko się uśmiechnęła.
- Dobrze.- Odpowiedziałam wiedząc że nie mogę odpowiedzieć nic innego.- Na jak długo?- Kontynuuję.
-  Jak długo chcesz.- Zeszłych wakacji byłam przez cały drugi miesiąc. Mogłam sobie na to pozwolić iż ciocia mieszkająca w stolicy nalazła czas i przyjechała do nas. Zaopiekowała się mamą. Tym razem jednak musi być to krótszy czas. Nie może być zbyt krótki bo zasmucę babcię. Odpowiadam więc:
- Tydzień.- Babcia przytakuje kiwaniem głową i powraca do jedzenia. Ja również. Słyszę jak otwierają się drzwi iż mają charakterystyczny dźwięk. Trochę trzeszczą ale raczej dominuje szuranie. Niezbyt głośne ale też nie ciche. Spoglądam na drzwi kuchenne czekając aż ktoś się w nich pojawi. Słyszę jak coś biegnie. Nie człowiek. Na pewno ma cztery łapy. Przez drzwi przebiega i pędzi do mnie pies. Piaskowy labrador o nazwie Sandy. Jest to angielska nazwa po polsku to piaszczysty, piaskowaty, piaskowy. Położył łapy na moich kolanach i wystawił język na wierzch. Pogłaskałam go po głowie i pod brodą tam gdzie zawsze lubi.
- Daj łapę- Mówię do psa. Grzecznie podaje łapę a w nagrodę otrzymuje ode mnie kawałek schabowego.
- Cześć Skylar- Mówi dziadek zaglądając chwilowo przez drzwi.
- Hej dziadek- Już wszystko wiadomo. Pewnie był na spacerze z Sandy.

Gdy wróciłyśmy do domu była godzina 17:46. Uzgodniłam kiedy przyjdę na wakacje i padło na sobotę. Teraz jest środa więc mam jeszcze 3 dni. Tam nigdy się nie nudzę. Jeśli nie pomagam babci to dziadkowi a jeśli oboje mają dość mojej pomocy to idę na łąkę wraz z Sandy kładę się i myślę. Wyobrażam sobie przyszłość w sumie próbuje bo zawsze widzę pustkę jakby nie istniała.
Teraz czekam na Zayna który ma do mnie przyjść. Czekam na balkonie spoglądając w niebo jakby miał z niego spaść. Słyszę dzwonek i biegnę by otworzyć drzwi. Normalne że nie dzwoni domofonem bo ma klucz do klatki. Do mieszkania nie. Nie patrzę przez wizjer. Uśmiechnięta i szczęśliwa że w końcu przyszedł otwieram drzwi i zamieram. Otóż stoi tam sprawca mojego dzisiejszego kaca.
- Cześć- Mówi swoim zachrypniętym głosem. Teraz nie ma na sobie kąpielówek tylko czarne obcisłe rurki i białą koszulkę. Zmierzyłam go wzrokiem.
- Cześć- Odpowiadam dość szorstko.- Po co przyszedłeś?- śmieje się.
- Chciałem sprawdzić jak wyglądasz. Wczoraj mówiłaś bardzo fajne i ciekawe rzeczy.
- Idiota- Chcę zamknąć drzwi ale uniemożliwia mi to. Czuję że się ruszam ale jest to zrobione w tak szybkim tępie że ledwo widzę że się poruszam. Nagle czuję że jestem w niebezpiecznej odległość. Harry przyciągnął mnie do siebie. Czuję jak jego klatka w równym tępie unosi się i opada. Czuję napięte mięśnie, jego zapach którym nałogowo się zaciągam, ciepło które rozgrzewa i przyprowadza do szaleństwa moje komórki, magnez który przyciąga mnie do niego. Ręką zjeżdża na moje pośladki. Ustami dotyka mojej skóry na szyi. Całuje ją a po chwili przygryza moje ucho. Stoję i nie potrafię nic zrobić, nic powiedzieć, nie potrafię odmówić co jest chyba najgorsze. Jestem na korytarzu z chłopakiem który mnie obściskuje i maca a zaraz ma przyjść tutaj mój partner. Szalone. Wymachuje mi czymś przed twarzą. Wyostrzam wzrok i widzę bransoletkę tą którą znalazłam. Znów się nachyla i mówi:
- Dzięki za przetrzymanie.- Obraca się i znika. Dałam ponieść się jego gierką. Jestem taka naiwna. Wchodzę do mieszkania. Próbuję zamknąć drzwi ale czuję jak się otwierają. Spoglądam przez ramię i widzę Zayna. Uśmiecham się i wpuszczam do środka.
- Hej- Wita się całusem.
- Cześć.
- Jak było u babci?- Siada na kanapie i odwraca w moją stronę.
- Dobrze. Idę w sobotę do niej na wakacje.
- O nie. Będę tęsknił.
- Nie przesadzaj to tylko tydzień- Siadam na jego kolanach i bawię się jego włosami.
- Tylko? To wieczność- Parskam śmiechem a po chwili wstaję i mówię:
- Chodź musimy iść na zakupy.
- Mogłaś powiedzieć kupiłbym co potrzebne- Wstaje nie chętnie.
- Ale ja chcę się przejść. Lubię chodzić wieczorami z tobą za rękę
- W takim razie jestem gotów uszanować twoją decyzję- Mówi jak książę na co ja wybucham śmiechem. Biorę torebkę w której jest wszystko co potrzebne i wychodzę ciągnąc Malika za rękę. Mama jest pochłonięta w swojej pasji więc nie musze się o nic bać.

Spacerowaliśmy ulicami oświetlonymi tylko lampami. Trzymaliśmy się za ręce. Nabijaliśmy z różnych rzeczy a także rozmawialiśmy o wakacjach. Zayn ma jakieś plany żeby się wyrwać razem. Jednak wie że trudno jest mi zostawić mamę. Zrobiłam zakupy na jutrzejszy obiad. Idę na popołudniu więc będę miała czas. Pożegnaliśmy się pod blokiem ponieważ Zayn dostał wiadomość że ma wracać. Rozpakowałam zakupy, umyłam się i poszłam spać.   

O to kolejny rozdział. Jak się podoba? To dopiero początek więc  trochę przynudza.
2 komentarze= następny

Rozważałam usunięcie tego bloga ponieważ pod ostatnim rozdziałem nie było ani jednego komentarza co na szczęście się teraz zmieniło.  

4 komentarze:

  1. I nie usuwaj bloga. Masz talent

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdzial zaje*bisty :-* nie martw sie ty nigdy nie usuniesz tego bloga bo masz mnie a ja ci na to nigdy nie pozwole :-D Malik jest slodki chodz troche ymmm niegrzeczny jak mozna to tak nazwac "nie oddala mu sie " ugh dziewica :-* A Harold jaki sexiak... kobieto ty to masz slabosc do tego pana:-P haha

    Ps. Czekam na nastepny i ma sie juz zaraz pojawic :-*

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :) Zostałaś nominowana do Libster Award, więcej informacji znajdziesz tu: http://we-can-never-be-together.blogspot.com/p/libster-award.html

    OdpowiedzUsuń